Kiedy Ewa Dałkowska z Emilianem Kamińskim i przyjaciółmi wystawiali swoje przedstawienia w niezależnym od komunistycznego reżimu obiegu teatralnym inni, jak: Krystyna Janda, Bogusław Linda, Krzysztof Majchrzak i Jerzy Bińczycki występowali w reżimowej telewizji.
26 grudnia, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, w swoim domu w Józefowie pod Warszawą zmarł Emilian Kamiński, aktor, wokalista, reżyser teatralny, filmowy i musicalowy. Miał 70 lat, a w swoim dorobku ponad 100 ról teatralnych i filmowych. Od razu, kiedy tylko dotarła do mnie ta informacja, poczułem się trochę nieswojo. Pomyślałem sobie, że mam pewien dług do spłacenia po tym, jak w licznych artykułach suchej nitki nie pozostawiałem na środowisku aktorskim i szerzej artystycznym, którego przedstawiciele produkują się we wrogich Polsce mediach, plując na swój kraj, Kościół katolicki i bez cienia jakiegokolwiek wstydu czy zażenowania prezentują się jako ofiary i jednocześnie bohaterowie czy wręcz herosi walki z „pisowskim reżimem”. Na tle tych karłów z celebryckich ścianek Emilian Kamiński jawił się jako prawdziwy olbrzym i gigant nawiązujący do ginącego dzisiaj etosu polskiej inteligencji, która pomagała Polakom przetrwać w czasach zaborów czy niemieckiej okupacji. Inteligencji związanej z polskim narodem i czującej odpowiedzialność za jego los. To ona w czasach próby dawała nadzieję i robiła wszystko „ku pokrzepieniu serc”.
