Amerykańska lewica rozpala sztucznie waśnie na tle rasowym i etnicznym. Naturalne różnice między ludźmi (zwłaszcza kobietami a mężczyznami) i czasami wynikające z tego konflikty pompuje do gigantycznych rozmiarów.
Tytuł tego materiału jak ulał pasowałby do komentowania poczynań obecnego rządu Mateusza Morawieckiego, który wszedłszy do władzy pod hasłem „Tu jest Polska”, robi bardzo dużo, aby nie tylko tu, ale też tam i – w ogóle – nigdzie indziej Polski nie było. Pozostaniemy jednak przy temacie lewactwa i jego podejście do prawdy i do rzeczywistości.
James Simpson pisze w dobrze nam znanym portalu American Thinker, o tym, że lewacy kłamią w sposób bezlitosny i nieustanny. „Ich kłamstwa wypełniają umysły i usta ekspertów i reporterów «wiadomości» zajmujących redakcje MSNBC, ABC, NBC, CBS, CNN, a nawet Fox News [sieć informacyjna uchodząca za prawicową – R.K.]. Ich kłamstwa wypełniają kolumny praktycznie każdej gazety w Ameryce. Ich kłamstwa są rozpowszechniane przez nauczycieli praktycznie w każdej klasie i tworzą fabułę niezliczonych filmów, programów telewizyjnych i filmów dokumentalnych. Nasz naród tonie w ich kłamstwach”.
Tonąc w oparach kłamstwa, zdają sobie sprawę, że łgarstwo to droga donikąd. To sposób na destrukcję, a nie budowanie – mimo wzniosłych haseł, które służą za zasłonę dymną mającą zakryć rzeczywistość pełną zniszczenia i przemocy. „Jesteście nieuczciwi do szpiku kości, zmotywowani [by kłamać] do szpiku kości i posiadacie niezrozumiałą, wyniosłą arogancję, która zapiera dech w piersiach”, wylicza „cnoty kardynalne” lewackiego plugastwa publicysta American Thinker. Tyle że nawet mistrzom kłamstwa, prestidigitatorom, nie udaje się zaczarować rzeczywistości.
Tak jak u nas Gierkowi hasłem „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” nie udało się zbudować „drugiej Polski” i sprawić, by ludzie nie zauważyli: pustych półek sklepowych, kolejek przed mięsnym, niegospodarności tego „gospodarza z Katowic”, absurdów życia codziennego, wszechogarniającego chamstwa, tumiwisizmu i cynizmu skrywanego pod pozorami „praworządności socjalistycznej”.
„Polityka prowadzona przez demokratów na każdym szczeblu władzy powoduje masowe zniszczenie naszej gospodarki, naszej kultury i naszej przyszłości. Niezależnie od tego, czy mówimy o Bidenie i demokratach wydających biliony dolarów, wciągających nas w hiperinflację i niezrównoważony dług, czy też o dziwacznych wysiłkach edukatorów LGBTQ, by nawracać, indoktrynować i narzucać naszym dzieciom przerażające operacje zmiany płci, które doprowadziły do bezprecedensowego poziom samobójstw dzieci – zniszczenia są nieobliczalne”, pisze James Simpson.
Nie inaczej jest pod rządami Gierka 2.0 – jak Mateusza Morawieckiego nazwał jeden z publicystów krajowych. Niezależnie od tego, jak patetyczne hasła o wspólnocie narodowej by wzniósł (podpowiedziane mu przez propagandystów, współczesnych Szczepańskich lub o dumnej przeszłości, tu z kolei widać wkład rządowych historyków, których i Peerel miał pełno) – nie zmieni to rzeczywistości: rosnących kosztów życia, coraz większego niepokoju o przyszłość, pełnego napięcia oczekiwania kolejnego kryzysu – pandemii, wojny światowej, katastrofy klimatycznej.
Mimo napuszonego wielosłowia, którym epatuje na co dzień, premier Morawiecki nie stanie się Kazimierzem Wielkim. Nie zostawi Polski murowanej, tylko sformatowaną tak, aby łatwiej mogła przejść przez układ trawienny macherów zmieniających nasz piękny świat w kupę kompostu.
I ludzie to zaczynają dostrzegać. Coraz bardziej, coraz ostrzej, mimo propagandy
sukcesu.
Amerykańska lewica rozpala sztucznie waśnie na tle rasowym i etnicznym. Naturalne różnice między ludźmi (zwłaszcza kobietami a mężczyznami) i czasami wynikające z tego konflikty pompuje do gigantycznych rozmiarów. Simpson zwraca uwagę, że miejscem, w którym w Ameryce pojawiają się głównie napięcia etniczne, religijne lub rasowe jest to, gdzie politycznie umotywowana grupa lewicowa znalazła podatny grunt do prowokowania takich uczuć. „Od razu przychodzą na myśl grupy takie jak BLM i Antifa. Grupy te są finansowane i promowane przez profesjonalną lewicę w mediach, uniwersytetach, fundacjach, Hollywood i w klasie politycznej – która następnie potępia «rasistowskie», «seksistowskie», «opresyjne», «imperialistyczne», stare, złe Stany Zjednoczone”.
U nas nie ma znaczących mniejszości narodowych, choć niedługo jedna może się pojawić (jeśli już się nie pojawiła). Ale to wcale nie oznacza, że nasi ze „zjednoczonej prawicy” nie są radzi podziałom. Sztucznie je tworząc, a nawet lansując – jak mieliśmy tego dosadny przykład w minionych dwu latach. Jeszcze nikt tak nie szczuł na siebie Polaków jak „dobra zmiana” w latach 2020-2022, póki Putin nie „odwołał” czasu moru. I są środki na opłacanie influencerów, akwizytorów propagandy podziału krążących po mediach społecznościowych.
Czy może dziwić, że będący twarzami polityki szczucia i siania nienawiści w społeczeństwie mają dobre samopoczucie? Że dopisuje im humor? Mimo że ich zgubna polityka przyniosła 200 tys. zgonów? Że zatruła na lata atmosferę społeczną?
Niedawno w Radiu ZET wiceminister zdrowia Waldemar Kraska na stwierdzenie red. Beaty Lubeckiej, że zamykanie lasów w okresie kowidowym „za mądre nie było”, odpowiedział ze śmiechem: „ja wiem”. Takich roześmianych, by nie powiedzieć rozbawionych, twarzy decydentów (bądź współdecydentów) polityki kowidowej było więcej. Przypomnijmy chociażby prof. Szumowskiego pytanego przez redaktora po co ludzie noszą namordniki, na co ówczesny minister zdrowia powiedział rozbawiony: „nie wiem, one nie pomagają [w zahamowaniu rozprzestrzeniania się wirusa]”. Niedługo potem rząd, w którego skład wchodził rzeczony minister, zaczął szczuć na ludzi, którzy nie zakładają na twarz „świętych szmatek”. Prof. Gut zagadnięty, czym różni się wirus grypy od kowidowego, również nie krył swojego rozbawienia, odpowiadając z szerokim (a może drwiącym?) uśmiechem: „Niczym. Nazwą”.
Pod rozmową z Waldemarem Kraską, zamieszczoną na YouTubie, pojawiło się wiele niepochlebnych dla polityki kowidowej wpisów. Jeden z nich brzmiał: „Czy ten zwyrol nie rozumie, że tymi decyzjami przyczyniali się do nadwyżki zgonów? Czy oni nie czują żadnej odpowiedzialności za tych ludzi i ich bliskich?
Kto ich rozliczy?”.
Oczywiście, że nie rozumieją i nie czują. Bo gdyby było inaczej, „zwyrole” dawno by sobie strzeliły we łby, pojmując, co uczyniły ludziom i krajowi. Oczywiście, że nikt ich nie rozliczy. Bo niby kto miałby to zrobić? Ci, którzy posadzili ich na ministerialnych i eksperckich stołkach? Albo ci, którzy choć mogli w czasie histerii kowidowej zastopować, albo przynajmniej w znacznym stopniu przyhamować, rozkręcającą się spiralę coraz bardziej absurdalnych obostrzeń, nic w tym kierunku nie zrobili?
Nikt tego (za nas) nie zrobi.
Zostaliśmy sami.