Jak czytelnikom „Polski Niepodległej” wiadomo, rubryka ta stara się od samego początku utrzymywać nastrój raczej pogodny, tym razem jednak chciałbym zacząć od refleksji zdecydowanie ponurej i oto od razu – zachowując oryginalną pisownię – przedstawiam zamieszczoną na Facebooku wypowiedź znanej nam aż nazbyt dobrze pisarki Marii Nurowskiej:
Od roku jestem tzw. niepełnosprawna. Udar głowy, ze wszystkim można sobie poradzić. ale nie z udarem głowy w godzinach nocnych. Budzsisz się i nie bardzo wiesz, co cię obudziło. Po chwili czujesz b:ól rozsadzający połowę czaszki! Ból nie do wytrzymania. Budzisz opiekunkę. ona mierzy ci ciśnienie; pani Mario wysokie. chronimy wątrobę! No jasne… znosić te igły na połowie głowy, które są jakieś jak nie z tego świata… Może uda się zasnąć.… wiem, że nie, że będę jakimś strzępem ludzkim, który musi doczekać godziny, gdy Można Wziąć lek.
Wiadomość straszna, a jeśli zwrócimy uwagę na formę jej podania, wręcz wstrząsająca, przy okazji jednak zmuszająca do sięgnięcia nieco głębiej, bo kiedy to zrobimy, trafimy na dość dawny, bo jeszcze sprzed trzech lat, komentarz Nurowskiej zamieszczony na tym samym Facebooku, następującej treści:
Stało się, zrobiłam laleczkę prokuratora Piotrowicza i wbijam w nią szpilki. Jego dni są policzone.
Ktoś powie, że rozważanie owej serii, jak widać, nadzwyczaj niefortunnych wypadków, ma w sobie coś z bardzo paskudnego okrucieństwa, jednak nie o okrucieństwo tu chodzi. Żaden bowiem normalny człowiek, który ma w sobie choć odrobinę współczucia, nie będzie tu próbował tryumfować, zwłaszcza gdy, jak sądzę, niemal każdemu z nas zdarzyło się, i to nie raz, przekląć kogoś, kim szczególnie mocno gardzimy. Tu jednak mamy do czynienia z czymś znacznie gorszym niż zwykłe życzenie komuś wszystkiego najgorszego; tu stoimy wobec jak najbardziej realnej modlitwy do Szatana, a tu już nie ma mowy o odruchach. Dlatego zachęcam wszystkich czytających mój dzisiejszy komentarz, by przekazali tę wiadomość jak najszerzej, by nie dali sobie wmówić, że mają do czynienia z jakąś „karmą”. Nie tym razem i nie w tym wypadku.
Żeby chwilę jeszcze pozostać przy temacie, chciałbym zwrócić uwagę na dalszy ciąg owej zabawy Nurowskiej i na słowa, jakimi zareagowała na nią znana nam niestety równie dobrze Agnieszka Holland, apelując do swojej przyjaciółki:
Marysiu, ja to zrobiłam w młodości 2 razy, za każdym razem ze skutkiem śmiertelnym. Obiecałam sobie i mojej córce, że już nigdy żadnego voodoo nie wykonam. Jestem przeciwna karze śmierci!.
I tu Nurowska ani drgnęła i, choć najwyraźniej zgadzając się co do tego, że kara śmierci to gest niehumanitarny i stojący w sprzeczności z wartościami europejskimi, powtórzyła:
Więc ja jestem za laleczką voo-doo, nie musi od razu zabijać, wystarczy mały wylew i paraliż. (…) To się dzieje natychmiast, albo bardzo powoli, ale dolegliwie! Nauczyła mnie tego specjalistka!.
A mnie już tylko pozostaje powtórzyć to, co już powiedziałem wcześniej: owszem, można się od czasu do czasu głupio zabawić, jednak najlepiej robić to samemu, a jeśli już w towarzystwie, to dobrze jest wcześniej owo towarzystwo dokładnie sprawdzić, bo ci, którzy pojawią się jako pierwsi, potrafią być bardzo nieprzewidywalni i wybitnie okrutni. Jak okrutni, wystarczy jeszcze raz uważnie się przyjrzeć temu, w jaki to sposób Maria Nurowska poinformowała nas o swoim nieszczęściu.
Swoją drogą, to naprawdę robi wrażenie jak nie tylko Nurowska, Holland i wspomniana przez Nurowską specjalistka, ale wiele innych, wydawałoby się przynajmniej w stopniu podstawowym inteligentnych osób, z takim zacięciem uznaje za stosowne kręcić się po owych tak bardzo niebezpiecznych ścieżkach. Oto branżowa koleżanka Nurowskiej, Manuela Gretkowska, również na Facebooku, opublikowała swoje zdjęcie z popularnym na muzycznym rynku satanistą Adamem Darskim, podpisując je słowami: Nergal pan ciemności i ja anioł zagłady. Na ową demonstrację głupiej odwagi zareagowała natychmiast telewizyjna dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska i również pochwaliła się zdjęciem z Darskim, a dalej to już tylko cała kupa miłośników aniołów śmierci oraz panów ciemności, z deklaracjami, jak oni zazdroszczą owej znajomości i jak bardzo też by chcieli mieć takie samo zdjęcie. A ja bym już tylko chciał zwrócić uwagę na to, że ów przekaz, choć skierowany niby w stronę Darskiego, najprawdopodobniej zostanie przekazany pod bardziej konkretny adres i tam może zostać wysłuchany wbrew wyobrażeniom każdego tego czy owego miłośnika owych igraszek. Sam Darski bowiem nie robi wrażenia, jakby był zainteresowany swoją kreacją i nawet jeśli tu i ówdzie udziela wypowiedzi, w których zapewnia, że gdyby istniał termometr do badania temperatury religijnych uczuć, to on by go sobie wsadził w dupę i w ten sposób sprawdzał, kiedy przekracza granice, jego podstawowym celem jest wyciągnięcie od durniów w rodzaju wyżej wymienionych pań jak najwięcej pieniędzy na tak zwaną „obronę przed katolickim fundamentalizmem”. Jak donoszą wszystkie możliwe media,
włącznie ze światowymi gigantami takimi jak BBC czy „The Guardian”, dotychczas udało mu się już w ten sposób zarobić
160 tysięcy złotych, a my wiemy, że to z całą pewnością nie jest jeszcze koniec, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że wśród odbiorców wspomnianego BBC czy „Guardiana” jest znacznie więcej idiotów, gotowych do tak zwanego „wydojenia” niż w Polsce.
Może jednak przestańmy się zajmować większymi czy mniejszymi satanistami i wróćmy na Ziemię, bo tam czekają na nas osoby zaledwie aspirujące do tego, by się znaleźć w tym towarzystwie. Weźmy choćby takiego Donalda Tuska. Ja sobie oczywiście zdaję sprawę z tego, że gdzieniegdzie od czasu do czasu pojawia się podejrzenie, że on akurat stanowi przykład klasycznego opętania, ja jednak sądzę, że kim jak kim, ale Donaldem Tuskiem Szatan by się nie zainteresował. No bo co ktoś taki jak Tusk miałby mu do zaoferowania? Że raz na tydzień będzie publikował idiotyczne komentarze na Twitterze? Że w wypowiedzi dla TVN-u poobraża prezydenta Dudę czy prezesa Kaczyńskiego? Nie żartujmy. W końcu, nawet gdyby przyjąć, że by mu zależało na wyszydzeniu kolejno wszystkich polityków PiS-u, to po cholerę miałby szukać kogoś do tej roboty aż w Brukseli, skoro tu na miejscu ma posłów Szczerbę i Jońskiego, że już nie wspomnę o takim Kazimierzu Marcinkiewiczu?
Inna sprawa, że Niemiec (swoją drogą, to bardzo ciekawe, że w polskiej ludowej tradycji Diabeł bardzo często występuje jako Niemiec właśnie) również do Marcinkiewicza nie mógłby mieć żadnego interesu. Co ja mówię, Niemiec! Trudno sobie wyobrazić, że do niego akurat interes miałby ktokolwiek. A jednak, proszę sobie wyobrazić, chętni się znaleźli, w postaci czegoś, co się nazywa Fundacja Braci Collins i zaprosili Kaza do osobistego udziału w walce bokserskiej z jednym z owych Collinsów, która ma się stać wielkim hitem zorganizowanej przez Fundację dobroczynnej gali. Do Marcinkiewicza jeszcze przejdziemy, teraz natomiast parę słów na temat działalności i celów owej fundacji:
Fundacja Braci Collins powstała z potrzeby serca, aby pomagać tym, którzy mają w życiu mniej szczęścia. Pełni empatii, pokory i oddania pragniemy nawiązywać i pielęgnować trwałe relacje, oparte na uczciwości, honorze i wzajemnym poszanowaniu. Pracujemy z pasją i dzielimy się dobrem, które ‒ w co wierzymy ‒ tkwi w każdym z nas.
Są Państwo pod wrażeniem? Spokojnie, to jeszcze nie koniec. Otóż na temat zbliżającej się walki w wywiadzie dla Onetu wypowiedział się sam Kaz. Proszę się trzymać foteli:
Sport daje możliwość odbicia się od różnego rodzaju problemów. Dodaje sprawności i kreatywności. Jest parę rzeczy w życiu, które budują kreatywność człowieka, a jedną z nich – obok znajomości języków obcych i podróży – jest sport. Kreatywność jest człowiekowi niesamowicie potrzebna, bo daje możliwość podejmowania fajnych decyzji w różnych sytuacjach. Wiem, że mam to w dużej mierze dzięki sportowi (…). Na razie uczę się kroku, trzymania gardy i wyprowadzania ciosów. To musi trochę potrwać. Na szczęście mam dużą wytrzymałość, jestem dosyć sprawny sportowo. Nie spodziewałem się natomiast tego, że boks to jest sport techniczny. To nie jest bicie się po gębach. Tu w odpowiedni sposób muszą pracować ręce i nogi. Trzeba uczyć się zadawania ciosów, robienia uników. To bardzo trudne, ale myślę, że dam sobie radę.
Ja akurat wątpię, czy Kaz da sobie radę. Zwłaszcza że dopiero teraz się dowiedział, że boks jest sportem technicznym, gdzie chodzi o coś więcej, niż żeby walić się po gębach, a bez pracy rąk i nóg boksu nie ma. A i tak znacznie większym problemem jest to, że bez głowy też.