Sięgam ponownie do politycznego wcielenia Romana Giertycha sprzed kilkunastu lat, bo tylko na tym tle widać drogę, jaką przebył od narodowca do michnikowca. Startował jako patriota i narodowiec, a skończył w charakterze salonowego neofity, który po publicznej spowiedzi u Michnika na łamach „Gazety Wyborczej”, wyznaniu win i uzyskaniu rozgrzeszenia przestał być już obrońcą tych biednych uciśnionych „muszyn”, grzęznących w pajęczynie prawa.
Pamiętam dobrze czasy, kiedy Roman Giertych, przystrojony w narodowe i patriotyczne piórka, walczył zaciekle z systemem III RP i wszystkimi patologiami państwa stworzonego przy mocno zakrapianych wódką biesiadach w Magdalence i podczas przedstawienia dla naiwnych odegranego przy okrągłym stole. Przyznam szczerze, że 20 lat temu dałem się uwieść Giertychowi, pozującemu na spadkobiercę myśli politycznej Romana Dmowskiego. Wydawało mi się, że w końcu nadchodzi ta wyczekiwana chwila, kiedy obóz patriotyczny zacznie oddychać dwoma płucami – piłsudczykowskim (PiS) i endeckim z prezesem Romanem Giertychem stojącym na czele Młodzieży Wszechpolskiej i Ligi Polskich Rodzin. Problem w tym, że do dzisiaj oba środowiska są do siebie wrogo nastawione, a PiS coraz trudniej łapie powietrze, nieudolnie próbując udawać, że stać go na robienie za dwa płuca. Kiedy sięgam wstecz do swojej publicystyki, napotykam całą masę tekstów, w których wspierałem Ligę Polskich Rodzin, Młodzież Wszechpolską i samego Romana Giertycha. Na zarzuty, że jest on dobrze zakonspirowanym zdrajcą, reagowałem ostro i impulsywnie, gdyż nie mieściło mi się w głowie, że ktoś, kto jako dwudziestoparolatek napisał „Kontrrewolucję młodych”, może przejść na stronę wroga i służyć Systemowi III RP.
