W najnowszym wydaniu:

01
Wydanie

Klimatyczne łgarstwa

Już kilkakrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety” poruszałem problem nierzetelności badań na temat rzekomych wielkich zaburzeń klimatycznych. Zwracałem uwagę, jak niebłahe interesy finansowe – ale też polityczne i dążenia ideologiczne, wręcz cywilizacyjne – stoją za narracją o ocieplaniu się klimatu z winy człowieka. Chciałbym raz jeszcze wrócić do problemu. Bo po kowidzie i wojnie na Ukrainie jest to kolejny bat kręcony na naszą wolność i własność. Abyśmy uznali, że powinniśmy z nich zrezygnować „dla swojego dobra i innych” oraz, jak głosi „wiedza radosna” z Davos – „nie mieli niczego i byli szczęśliwi”.

Dawnych wspomnień czar…

Wspomnienia ludzi, którzy żyli w czasach, gdy jeszcze nikt nie mówił o „zmianach klimatycznych spowodowanych przez człowieka”, dowodnie świadczą o tym, że latem słońce nie raz potrafiło tak przygrzać, że nawet „najstarsi górale nie pamiętali”. Ci, którzy są za młodzi, a w dodatku zbyt gniewni, żeby wierzyć w opowieści starszych, niech sięgną po zasoby YouTube’a i wygooglają takie produkcje filmowe jak „Upał” z 1964 r., „Hydrozagadka” z roku 1970. Mogą też posłuchać tekstu piosenki Wojciecha Młynarskiego „Szajba” („Raz mi pot zalewał oczy / Bo spędzałem lato w mieście / Gdzie normalnie nas zaskoczył / Upał – stopni ze czterdzieści”), pochodzącej z tamtych czasów.

Wtedy jeszcze było zupełnie naturalne, że latem bywa upał, który czasami trudno było znieść. W centralnej Polsce było tak gorąco, że ludzie mdleli na polach podczas żniw, mówiła moja babcia, gdy jako dziecko marudziłem latem, że znów jest gorąco i ciężko będzie ganiać za piłką na boisku. Babcia przyjechała do Szczecina spod Łosic, w połowie lat 50. XX w. i zawsze mówiła, że pochodzi z warszawskiego lub z centralnej Polski.