W najnowszym wydaniu:

01
Warszawska Gazeta

Kroniki tygodniowe: ziarna i plewy

Trzeba po raz kolejny jasno przypomnieć rzecz oczywistą: w interesie Polski jest rozsądne wspieranie Ukrainy. Natomiast Polska nie powinna w żaden sposób optować za wojskowym zaangażowaniem się któregokolwiek z państw NATO w wojnę na Ukrainie.

Było gorąco – zwłaszcza pod względem emocjonalnym, kiedy w Przewodowie eksplodowała rakieta. Jak się okazało, nie była to rosyjska rakieta, ale pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Niestety, rząd Mateusza Morawieckiego nie zdał egzaminu z komunikacji ze społeczeństwem. Informacje czerpaliśmy z doniesień zagranicznych agencji prasowych oraz komunikatów… amerykańskich.

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – można cierpko zacytować stare przysłowie. Celem rosyjskich ataków był już kilkakrotnie ukraiński poligon w Jaworowie. „Jaworów pod Lwowem” – piszą o nim media. Tymczasem Jaworów leży znacznie bliżej polskiej granicy niż Lwowa – od przejścia granicznego w Korczowej dzieli go około 20 kilometrów. Z Jaworowa bliżej jest do Lubaczowa, Budomierza albo Radymna niż do Lwowa. Zapewne dowództwo polskich sił zbrojnych musiało zdawać sobie sprawę, że teoretycznie istnieje możliwość, iż jakaś rakieta wejdzie w obszar powietrzny Rzeczypospolitej i spadnie na terenie naszego kraju. 15 listopada teoria stała się praktyką, i to w najgorszym wariancie – pocisk rakietowy eksplodował na terytorium Polski. Niestety, uderzył nie w las, nie w pola, ale w obiekt rolniczy, powodując śmierć dwóch obywateli Rzeczypospolitej.

Nawet gdyby w Przewodowie uderzyła rosyjska rakieta – nie oznaczałoby to automatycznie ataku Federacji Rosyjskiej na Polskę, a więc na Sojusz Północnoatlantycki. Z przyczyn oczywistych NATO nie jest zainteresowane bezpośrednią militarną konfrontacją z Rosją (co oczywiście nie wyklucza wspierania przez NATO Ukrainy dostawami sprzętu oraz pomocą w zakresie wywiadowczo-logistycznym). Patrząc z pozycji racjonalnych, także Rosja nie jest zainteresowana militarną konfrontacją z NATO, bo jest na to zbyt słaba. Dzień po eksplozji w Przewodowie Sławomir Mentzen trzeźwo skomentował: „Na przyszłość przydałoby się wszystkim więcej spokoju. Kilka lat temu Turcy zestrzelili ruski bombowiec i wojny z tego nie było. Wojny nie wybuchają od przypadkowych lub wyglądających na przypadkowe incydentów. I całe szczęście”. Oczywiście, sprawa zestrzelenia przez Turcję rosyjskiego bombowca Su-24M w listopadzie 2015 r. miała inny charakter: rosyjski samolot naruszył turecką przestrzeń powietrzną. Niemniej, nawet gdyby w Przewodowie eksplodowała rosyjska rakieta, zapewne NATO nie odpowiedziałoby zbrojnie, wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, że nie był to atak intencjonalny (rozmyślny) na państwo będące członkiem Sojuszu.