W najnowszym wydaniu:

01
Warszawska Gazeta

Procedury i odpowiedzialność

Świat, w którym moralność, życzliwość, empatię i poczucie odpowiedzialności zastępuje niewolnicze trzymanie się procedur, jest dla jednostki światem groźnym.

W czasach, gdy zaczynałam pracę w liceum, prace maturalne sprawdzało się w domu. Nikt nie podejrzewał nauczycieli o oszustwo, choć oczywiście nie można wykluczyć, że jakieś oszustwa się zdarzały. W środowisku nauczycielskim, jak w każdej populacji, może przecież zdarzyć się czarna owca. W tych czasach ludzie poczuwali się jednak do odpowiedzialności za swoje postępowanie i nie były im potrzebne procedury regulujące każdą czynność i każdy najdrobniejszy ruch. Nauczyciele poczuwali się przede wszystkim do odpowiedzialności za wyniki matur uczniów, więc w naszej szkole organizowaliśmy bezpłatne konsultacje. Tylko nieliczni uczniowie brali korepetycje. Czuliśmy się również zobowiązani do sprawiedliwego oceniania uczniów. Jeżeli na przykład uczeń podczas egzaminu przez pomyłkę zmienił treść zadania na trudniejsze i rozwiązał je bezbłędnie, to za zgodą komisji egzaminacyjnej (komisji szkolnej) ocenialiśmy to zadanie na maksimum punktów. Obecna procedura wymaga natomiast, żeby każda zmiana treści zadania (na przykład zmiana znaku w równaniu na przeciwny) oznaczała 0 punktów za to zadanie. Procedura ta ma zapobiegać potencjalnym oszustwom polegającym na zmianie treści zadania na łatwiejsze. Przyjmuje się więc z góry, że uczeń jest oszustem, a wyklucza możliwość, że jest po prostu roztargniony albo tylko zdenerwowany egzaminem. Mechaniczne posługiwanie się procedurą przez egzaminatorów wymusza ślepe posłuszeństwo uczniów. Dobra odpowiedź to odpowiedź zgodna z kluczem, a niekoniecznie prawdziwa.