Panie prezesie, właśnie się okazało, że z kapiszonami – i to zmokłymi – wybrały się do Brukseli pańskie „lwy” i „węże”. I te „lwy i węże” po raz kolejny okazały się zwykłymi „miękiszonami”, które brukselscy gangsterzy koncertowo zrobili na szaro.
I. Kompromis czy dyktat?
Słynna definicja głupoty przypisywana Albertowi Einsteinowi głosi, iż głupota polega na robieniu wciąż tego samego w ten sam sposób i oczekiwaniu, że za którymś razem przyniesie to odmienny rezultat. Powyższe jak ulał pasuje do postępowania Mateusza Morawieckiego i jego przybocznych w obliczu brukselskiego szantażu finansowego. Przyznam, że zasiadając do pisania kolejnego artykułu na ten temat, czuję się jak w „Dniu świstaka” – bo te same wątki powtarzają się z frustrującą regularnością. Ale cóż począć? Odpuścić tematu nie wolno, bo obecny spór z UE jest kluczową batalią, która zdeterminuje naszą przyszłość – a konkretnie, czy ocalimy elementarną suwerenność, czy też zostaniemy ostatecznie sprowadzeni do roli „wewnętrznej kolonii” w europejskim superpaństwie pod niemieckim kierownictwem.
