Podczas jednego z nauczycielskich zebrań dotyczących wyników egzaminów maturalnych usłyszałam: „koledzy, musimy podnieść poziom poprzez obniżenie wymagań”. To tylko pozorna sprzeczność, przecież nie chodziło o poziom wiedzy, lecz o wyniki matur mierzone w procentach zgodnych z kluczem odpowiedzi.
W połowie XX w. skończył się czas genialnych samouków. Samoukiem był Banach, samoukiem był w zasadzie Louis de Broglie, gdyż ukończył studia historyczne, samoukiem był Einstein, gdyż pracował jako zwykły urzędnik patentowy. Dopuszczanie do głosu samouków, jeszcze bardziej wyraźne w XVIII w., oznaczało, że większy niż do instytucji naukowych był szacunek do prawdy, niezależnie od tego, kto ją głosi.
Na przykład Jean-Jacques Rousseau przeszedł do historii nauki, chociaż nie miał żadnego formalnego wykształcenia i nie mógł być raczej wzorem osobowym. Był zwykłym pieczeniarzem, utrzymankiem bogatych kobiet. Pomiędzy kolejnymi romansami błąkał się i podejmował drobne prace. Czasami kradł. Nikt dzisiaj nie zechciałby nawet zajrzeć do jego pisaniny; jednak Francuska Akademia Nauk nie tylko zainteresowała się jego tekstami, lecz przyznała mu nawet odpowiedni certyfikat.
