Najbardziej poszkodowane zostały osoby osiągające słabe wyniki jeszcze przed histerią pandemiczną i uczniowie z mniejszości narodowych i rasowych. Ich problemy pogłębiły się w latach 2020-2022, kiedy szkoły zostały zamknięte, a uczniowie uczyli się online z domu.
Wspominałem niedawno w „Warszawskiej Gazecie” o potężnych kłopotach amerykańskich szkół. Są to problemy, które pojawiły się w związku z dwuletnim zamknięciem placówek oświatowych i przejściem na zdalne nauczanie. Przypomnijmy, że władze federalne, a obecnie stanowią je demokraci, wpadły w panikę na wieść, że najnowszy raport zawierający wyniki testów uczniów pokazuje, że zamykanie szkół podczas pandemii przekreśliło 50 lat postępów w amerykańskiej edukacji. Piszą o tym media, które wprawdzie wcześniej same nakręcały spiralę nieprzytomnych obaw kowidowych i określały każdego, kto proponował trochę dystansu, oszołomem, człowiekiem mającym krew na rękach i w ogóle osobnikiem niebezpiecznym dla otoczenia, ale obecnie inna jest mądrość etapu i należy mieszać w innym kotle czarownic. Stąd nowy jazgot wzniósł się pod niebiosa i ruszyła nowa lawina ostrzeżeń i strachu. Tym razem przed tym, że kolejne pokolenia Amerykanów staną się analfabetami. I tak toczy się rzeczywistość medialna – od jazgotu do jazgotu, od skowytu do skowytu, od jednego straszenia do drugiego przerażania.
W 2022 r. Narodowe Centrum Statystyki Oświaty (NCES) przeprowadziło badanie zwane Krajową Oceną Postępów w Kształceniu, w zakresie matematyki i czytania dla dziewięciolatków, chcąc określić, jaki wpływ miał COVID-19 na poziom edukacji szkolnej.
