W najnowszym wydaniu:

01
Warszawska Gazeta

Czy koalicja Ziobro, Szydło, Ardanowski ma szansę w wyborach? Naszym zdaniem tak!

Według nieoficjalnych informacji Jarosław Kaczyński dwukrotnie miał prosić Beatę Szydło o powrót do Polski. Po raz pierwszy, gdy frakcja Jacka Sasina chciała odwołać Mateusza Morawieckiego. Kaczyński miał wtedy zaproponować Beacie Szydło powrót do Warszawy i ponowne objęcie funkcji premiera. Beata Szydło odmówiła i Morawiecki pozostał na swoim stanowisku. Kolejną prośbą była propozycja pokierowania przez Beatę Szydło najbliższą kampanią wyborczą PiS. Była premier i tym razem miała odmówić.
Co prawda, sama zainteresowana powiedziała w Radiu Zet, że taka propozycja nie padła, ale wedle przecieków stała za tym jej lojalność wobec ugrupowania i chęć niepogarszania sytuacji.

Jarosław Kaczyński przypomniał sobie także, że wybory wygrał głównie dzięki mieszkańcom wsi i zwrócił się do rolników, z nadzieją, że zapomnieli mu kretyńską ustawę zwaną „piątką dla zwierząt”. Wbrew informacjom projekt ustawy wcale nie przepadł. Finalnie znalazł się tylko w sejmowej zamrażarce i w każdej chwili może powrócić. W międzyczasie PiS machnęło wahadłem w drugą stronę i poprzez Ministerstwo Rolnictwa zapowiedziało wprowadzenie zakazu interwencyjnego odbierania zwierząt ich właścicielom przez organizacje prozwierzęce.

Niefortunna wypowiedź

Wyrzucony z PiS za sprzeciw wobec idiotycznej „piątki dla zwierząt” były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski wprost przyznał, że słowa „najważniejszego polityka PiS” o tym, że „chłopi są pazerni, da się im parę złotych przed wyborami i na nas zagłosują”, to słowa samego Jarosława Kaczyńskiego.

Ardanowski obnażył też kompletną niewiedzę polityków PiS na temat nastrojów na wsi. Rzecz w tym, że rolnikom wcale nie podoba się uzależnienie ich działalności od unijnych dotacji, chociażby dlatego, że są one obwarowane licznymi, idiotycznymi warunkami.

Rolnicy coraz gorzej odbierają uzależnienie prowadzenia gospodarstwa od tego, czy dostaną parę złotych do gospodarstwa, czy nie. Poddają się wszelkim możliwym kontrolom administracji państwowej, które jak będą chciały, to przyczepią się do wszystkiego” – podkreślił Ardanowski. W dodatku rolnicy wiedzą, że polski unijny komisarz ds. rolnictwa – Janusz Wojciechowski w żaden sposób nie sprzeciwia się uderzającemu w wieś Zielonemu Ładowi i z pewnością będą to mieli na względzie przy głosowaniu.

Przypadek?

Z pewnością wypowiedzi Jana Krzysztofa Ardanowskiego nie są przypadkiem. On nie może sobie pozwolić na kłamstwo, jeśli chodzi o cytowanie Jarosława Kaczyńskiego. Znamienne zresztą jest to, że obóz rządzący zignorował tę wypowiedź.
Być może chodzi więc o coś, czego PiS boi się bardziej niż politycznych bandytów, czyli Tuska i jego kompanów. O Solidarną Polskę i jej potencjalnych sojuszników, takich jak Beata Szydło czy właśnie Ardanowski.

Nie sposób nie zauważyć, że od lat narasta niechęć PiS do Zbigniewa Ziobry. Wszystko wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki pozbyliby się go bez mrugnięcia okiem. Tyle że wówczas cała koalicja się rozleci, a na przedterminowe wybory politycy PiS nie mogą sobie pozwolić, licząc, że do czasu tych terminowych uda się im jednak załatwić mityczne pieniądze z KPO (które w znacznej mierze mają iść na zieloną transformację, której z kolei Polacy nie chcą). Usiłują więc utrzymać Ziobrę i całe społeczeństwo w przekonaniu, że bez PiS Solidarna Polska jest bez szans na przekroczenie choćby progu wyborczego. Tyle że to… nieprawda.

Konsekwencja Zbigniewa Ziobry w sprawie sądownictwa i Brukseli zyskuje mu setki tysięcy nowych zwolenników. Z rozmów z młodymi rolnikami wiem, że większym poparciem cieszy się wśród nich Solidarna Polska niż Prawo i Sprawiedliwość, któremu nie zapomną „piątki dla zwierząt”. Jeśli cieszący się ogromnym szacunkiem wsi Jan Krzysztof Ardanowski połączy siły z Solidarną Polską, pociągnie za sobą setki tysięcy głosów polskiej wsi. No i jest jeszcze Beata Szydło, polityk ciesząca się rekordowym poparciem Polaków. Do dzisiaj wiele osób uważa, że zastąpienie jej Morawieckim na fotelu premiera było poważnym błędem. Jeśli zdecyduje się ona dołączyć do Solidarnej Polski, to za nią pójdą kolejne setki tysięcy głosów. A pamiętać trzeba, że Beata Szydło na temat Brukseli ma dokładnie taką samą opinię jak Zbigniew Ziobro.

Połączenie sił tych trzech polityków może dać Solidarnej Polsce solidne kilkunastoprocentowe poparcie. Zwłaszcza jeśli ww. politycy dostaną medialne wsparcie. To może im zapewnić Radio Maryja. PiS nie ustaje w umizgach do ojca Tadeusza Rydzyka, ale on niespecjalnie ukrywa, że działania Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego niezbyt mu się podobają. Radio Maryja działa subtelnie, ale nie sposób nie zauważyć stałej w nim obecności eurosceptycznych polityków. Udzielenie poparcia koalicji Ziobro-Szydło-Ardanowski przez Radio Maryja to kolejne punkty procentowe.

Oczywiście, nawet w tej sytuacji Solidarna Polska nie wygra wyborów, a już na pewno nie na tyle, by rządzić, ale na poziom rzędu 15 proc. głosów może liczyć. A wtedy PiS będzie musiało zawiązać z nią koalicję i liczyć się z jej zdaniem. Skończą się aroganckie wypowiedzi w rodzaju „nie będzie ogon machał psem”. Najwyraźniej z jakiegoś powodu ta perspektywa bardzo przeraża kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, utrzymujące naród w sporej niewiedzy.

Wciąż nie wiemy, co tak naprawdę ustalił z Brukselą Mateusz Morawiecki. Nie wiemy, jak będzie wyglądała sytuacja finansowa Polski za rok. Nie wiemy, czy PiS nie jest zdolny w myśl słów Angeli Merkel „zrezygnować na rzecz Unii z części suwerenności” Polski. Solidarna Polska daje nadzieję, że tak nie będzie. Dzisiaj nasza Ojczyzna potrzebuje twardych przywódców,
na ciężkie czasy, jakie nadchodzą. Z tego powodu Beata Szydło, Zbigniew Ziobro i Jan Krzysztof Ardanowski powinni usiąść do poważnej rozmowy.
Tu nie chodzi o ich osobiste ambicje. Tu chodzi o Polskę.