Establishment rządzący wie, że wygrał z nami. Że się mu nie odwiniemy. Że – zmuszeni bądź nie – jesteśmy wobec niego lojalni, a nawet jesteśmy mu nad wyraz wdzięczni za stosowanie wobec nas „chowu klatkowego”, może nie nazbyt wygodnego, ale dającego poczucie bezpieczeństwa.
Na często odwiedzanym przeze mnie portalu American Thinker ukazał się niedawno artykuł o tytule podobnym do tego, którym nazwałem swój materiał. Chciałbym go przedstawić Szanownemu Czytelnikowi, właściwie in extenso. Autor Andrew W. Coy napisał w tekście, co sądzi o władzach swojego kraju – tych formalnych oraz tych nieformalnych, ale jakżeż realnie wpływających na całokształt spraw społeczno-politycznych. Analogie z sytuacją w innych krajach, nasuwające się w niektórych miejscach, podczas lektury, są w pełni zrozumiałe. A może nawet sprowokowane?
Andrew W. Coy uważa, że jest wiele rzeczy pochodzących od Bidena, Fauciego, CDC, Departamentu Stanu, wojska, Departamentu Sprawiedliwości oraz z głębokiego państwa (deep state), które nie mają sensu. Od Bidena i deep state otrzymujemy rozporządzenia wykonawcze, nakazy, wytyczne, decyzje, zasady i edykty, które po prostu nie mają żadnego intelektualnego sensu. To nie tylko różnica zdań. To nie tylko inna polityka czy inny punkt widzenia. Decyzje, wytyczne, polityki i proponowane prawa wychodzące z Waszyngtonu, od Bidena i deep state nie dają się rozgryźć w intelektualny, rzeczowy, zdroworozsądkowy sposób. Jedyne, co możemy o nich powiedzieć to, że są złe. A wydają je ludzie, którzy są po prostu źli. Żadna inna odpowiedź nie ma sensu, uważa Coy.

